poniedziałek, 13 stycznia 2014

~Klient nasz pan!~

Odetchnęłam ciężko, naciskając starą, zardzewiałą klamkę i popychając lekko drzwi obdarte już z brązowej farby. Weszłam pewnym krokiem do pomieszczenia, rozglądając się po zapleczu. Jak zawsze unosił się tutaj duszący dym papierów, pomieszany ze słodkimi, kwiatowymi perfumami. Można otępienia dostać...
        Na jednym krzesełku tuż przy wielkim, udekorowanym dookoła małymi lampeczkami lustrze, siedziała Rozalia. Dziewczyna była zajęta poprawą swojego i tak już zapewne doskonałego makijażu. Gdy jednak ujrzała mnie w lustrzanym odbiciu, uśmiechnęła się od ucha do ucha, odrywając od swojej czynności.
- Cześć, dziewczyny - przywitałam się unosząc rękę i lekko nią machając.
- Siemasz, Nisa - zawołała wesoło Roza, odwracając się w moją stronę.
- A gdzie reszta?
- Violcia siedzi tam - wskazała na kąt pomieszczenia, gdzie fioletowowłosa trzymająca na kolanach wielką teczkę, przeglądała rysunki. - A! I zapomniałam ci powiedzieć. Mira sprowadzi dzisiaj naszych zaginionych członków zespołu.
- Jakich członków zespołu? Czy ja o czymś powinnam wiedzieć, a jeszcze nie wiem?
- Heh, spokojnie. To "nasi" ukochani faceci, którzy wyemigrowali gdzieś za miasto na parę dni ♥ Teraz wracają i Mira obiecała, że odbierze ich samochodem.
- Aaa, czaję. Czyli oni grają na... czymś? - spytałam.
- Tak, grają. My zazwyczaj śpiewamy i tworzymy super świetny chórek.
- Okej, ogarniam. Mam nadzieję, że są w miarę normalni... Wystarczy mi, że z jednym popierdzielcem muszę wytrzymywać - przewróciłam oczami.
- Haha! No nie sądzę, żeby można ich było nazwać mianem normalnych. Z całej ich grupki najnormalniejszy jest Trevis. Ricko i Lucas to bliźniacy. Zawsze mają idiotyczne pomysły - westchnęła.
- Pocieszyłaś...
- Nisiu, widziałam ostatnio tego twojego współlokatora, jak gubił buty latając na mieście! <3 Szczerze powiedziawszy przypomina mi kogoś... - popukała się palcem w dolną wargę. - Czy to nie ten, którego zaciukali trzy miechy temu, hę?
Nagle poczułam jakby ktoś przywalił mi czymś ciężkim w łeb. Moje alter ego pobladło gorzej ode mnie i wyzionęło ducha, mdlejąc.
- Nisa, w porządku? Coś nagle zbladłaś.
- T-tak! Wszystko okej, po prostu trochę tu duszno...
- Okej... Mam nadzieję, że ci przejdzie. A wracając do tematu?
- Pewnie ci się przewidziało. Tyle podobnych ludzi do siebie chodzi po tej ziemi, że sama wiesz. Można źle skojarzyć często - uśmiechnęłam się nerwowo.
- Tak, pewnie mi się przewidziało - machnęła ręką. - Przecież on nie żyje! - zaśmiała się dźwięcznie, na co ja wydałam z siebie urywany chichot. Moje alter ego zostało przywrócone do życia i otarło krople potu z czoła, przewracając się na łóżko.
        Nagle drzwi zostały wywalone z nawiasów mocnym kopniakiem. Wytrzeszczyłam oczy, spoglądając w kierunku trzech postaci rozglądających się po pomieszczeniu. Po chwili tanecznym krokiem przed trzech chłopaków wypadła Mira, uśmiechająca się wesoło, jakby się czegoś naćpała.
- O to i są! O, cześć Nisiu. Poznaj proszę nasze cukieraski. Trevis, Ricko i Lucas.
Wszyscy spojrzeli się na mnie badawczo, po czym machnęli bezinteresownie ręką na przywitanie. Jak mogłam przewidzieć, Trevis był to chłopak o pół długich, blond włosach. Jedynie grzywka, która opadała mu na różnokolorowe oczy z których jedno było złote, a drugie niebieskie, była w jaśniejszym odcieniu, podchodzącym pod biały. Lucas i Ricko byli prawie tacy sami. Te same zielone, wesołe oczy, oraz rozmierzwione, kasztanowe włosy. Z małym szczegółem, że Ricko miał je nieco ciemniejsze.
- A to co za paskuda? - mruknął znudzony Trevis.
- A co to za transwestyta? - odgryzłam się, ciskając z oczu błyskawice. Heterochronik przez chwilę zawiesił na mnie swój zdziwiony wzrok, a następnie wybuchł gromkim śmiechem. Uniosłam wysoko brwi, nie bardzo wiedząc czy śmiejąc się z nim, czy po prostu milczeć.
- Spokojnie, albinosie, taki żart - rzekł, gdy nieco się uspokoił, a po chwili dodał: - Jestem Trevis. To są Ricko i Lucas.
- Nisa. Nie wiem, czy mi miło... - mruknęłam. Popatrzyli się po sobie, a następnie znowu zaczęli głośno śmiać.
- Sorry, u nas to norma - wtrącił Ricko z luzackim uśmiechem. - Nowy nabytek z ciebie?
- Taa... Ostatnio się tu przywlokłam - odparłam. W tym samym czasie moje alter ego dokładnie lustrowało trójkę psycholi, okrążając ich. Uśmiechnęłam się podle pod nosem, poprawiając grzywkę lecącą mi do oczu.
- Co cię tak cieszy? - spytali równocześnie Trevis i Ricko, patrząc się niezrozumiale po sobie, a następnie przenosząc swój wzrok na mnie.
- Nic, nic - zaprzeczyłam, chichotając pod nosem.
- Nisa, idziesz nam pomóc w kawiarence? - pisnęła wesoło Miracle, wychylając się zza framugi drzwi. Kiwnęłam tylko głową, wstając z miejsca i ulatniając się z zaplecza.
        Gdy wyłoniłam się z odmętów czeluści i egipskich ciemności, ogarnął mnie miły zapach parujących potraw, postawionych na stolikach. Na środku sali stała niewielka scena, na której ułożone były instrumenty. Zapewne przygotowane już do wieczornego występu, gdzie swój popis dadzą chłopaki. Cała kawiarenka utrzymana była w jasnych i ciepłych barwach, co w dzień przyciągało sporą liczbę klientów. Gdy jednak mrok schodził na niebo. to lokum zamieniało się w prawdziwe siedlisko demonów.
- Nisa, obsłużysz tamten stolik?
- Pewnie - kiwnęłam głową, łapiąc w garść mały notesik i ołówek.
- Chwilunia! Dziewczyny, patrzcie. Czy to nie ten gość, którego trzy miechy temu zaciukano? - odezwała się nagle Roza, pukając się palcem w dolną wargę. Moje westchnięcie przez chwilę mogło przypominać powarkiwanie, jednak w porę się uspokoiłam. Z wymuszonym uśmiechem podeszłam do dziewczyny i objęłam ją ramieniem.
- Dlatego właśnie ja idę ich obsłużyć, żebyś ty nie musiała narażać swoje życie na niebezpieczeństwo...
- Haha! Śmieszna jesteś! - zadrwiła, pukając mnie w czoło. Posłałam jej podły uśmieszek, po czym z gracją podeszłam do stolika numer sześć.
- Dzień dobry panu! Czy wie pan już może, jakie chcę złożyć zamówienie? - spytałam przesłodzonym głosem Gabriela, który siedząc przy stoliku wraz z Lu, przyglądał mi się uważnie.
- Em... - jasnowłosy zastanowił się przez chwilę, a jego wzrok co chwilę przeskakiwał to na mnie, to na Lucjusza. W końcu uśmiechnął się poczciwie i pokazał mi danie na karcie.
- Oczywiście. A pan? - zwróciłam się do zszokowanego nadal czarnowłosego.
- Ja... Frytki są?
- Ależ oczywiście! Zamówienie zostało złożone, proszę chwilkę poczekać - skinęłam delikatnie głową, po czym odchodząc nachyliłam się w stronę Lu i szepnęłam mu wprost do ucha głosem mrożącym krew w żyłach: - Witamy w piekle...
Brunet wzdrygnął się, powoli przenosząc na mnie swój wzrok. Na moją twarz ponownie wpłynął słodki uśmieszek. W podskokach znalazłam się ponownie przy barze, skąd obserwował mnie monitoring.
- Nisa, co ty knujesz? - zagadnęła po chwili Mira, wpatrując się we mnie niepewnie.
- Ja? Ależ nic! Chcę po prostu, aby nasi goście czuli się tutaj jak u siebie w domu. Czy to źle?
Wszystkie popatrzyły się po sobie, a na ich twarze wpłynęły jadowite uśmieszki. Żmije.
- A więc stolik numer sześć obsługujesz dzisiaj ty. Baw się dobrze! - Mira poklepała mnie po ramieniu i wraz z uchachaną sforą wygodnie usadowiły się na barze.
        Na stoliku przed moimi "klientami" ułożyłam zamówione przez nich potrawy. Uśmiechnęłam się słodko, nalewając do ich szklanek czerwonego napoju.
- Chcesz nas otruć? - burknął Lu. - Co to jest?
- To jest kompot, proszę pana - odparłam.
- Mmm... Świeży jest coś - mruknął zadowolony Gabriel, sącząc powoli szkarłatną substancję.
- Jego kompot wygląda trochę inaczej... Też taki chcę.
- Ależ to jest dokładnie to samo, po prostu taki chwyt marketingowy...
- Aaaa...
-... Chwyt z krwią, rzecz jasna... - dodałam wesoło. Lu zakrztusił się swoim piciem i o mało co nie wyjebał do tyłu wraz z krzesełkiem.
- Coś panu dolega? Źle się pan czuje? Może odetchnie pan świeżym powietrzem, to od razu panu przejdzie.
- Ja...Ja.. Już dziękuję... - wyjąkał, po czym lustrując ostatni raz pomieszczenie, szybkim krokiem wyszedł na zewnątrz. Gabriel dopił swój "kompot", po czym ułożył na stoliku jeden zielony banknot.
- Chyba zacznę wpadać tu z nim częściej. Pierwszy raz od 100 lat można się zabawić - zaśmiał się.
- Miłego dnia, proszę na siebie uważać - pomachałam na do widzenia, a sama wróciłam do pracy.

~Nisa~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz