sobota, 25 stycznia 2014

Etiopskie ziemniaki i rozmowy kulturalne przy ulicznym rynsztoku! Dzień Dobry z tej strony Mister Śmietników Roku Obecnego.

Uchachany jak ten młody bóg (czy jakoś tak) w sumie z byle powodu, dziarskim krokiem przemierzałem ulice miasta, które z racji dość późnej pory były puste jak sklepy za komuny.
 Aż chce się zanucić niecenzuralną piosenkę o pszczółce Mai, jednak jakoś sumienie podpowiada mi, że Wodecki na to nie zasługuje.  
 Nie myślcie sobie, że dopadła mnie melancholia dnia powszechnego czy Nisa wysłała mnie na zakupy( Buhaha…. Bym kasę gdzieś przepił, a nie po kiełbasę poleciał) tylko zęby zaczęły mnie swędzieć. Tak, kochane kolorowe misiaczki. Wampir wyszedł ze swej groty by zaspokoić swój głód, szkarłatną posoką należącą do jakieś niewiasty! No dobra o niewiastę raczej trudno w tych czasach, a pięciolatki pić nie będę. Wystarczy mi jakaś zwykłą osóbka z krwią na wydaniu. Nie jestem jakoś wymagający, nie będę przecież ludzi pakować w kompleksy!
 O! Na przykład ta o to samotna białogłowa, która machała zgrabnym tyłeczkiem, dopalając papierosa na końcu alejki. Blondynka, wysoka, nieźle zbudowana.
- To jest to co tygryski lubią najbardziej.- zachwyciłem się, oblizując kły, które aż piekły by dobrać się do jej tętnicy. Spokojnie moje drogie, tu trzeba sposobem!
 Poczekałem, aż kobieta osiągnęła odległość kontaktową i dopiero wtedy wyszedłem z cienia.
- Dobry wieczór.- ukłoniłem się grzecznie.- Czy pani nie zechce weprzeć biednych kropką krwi? Zarzekam się, że to w ogóle nie boli, a drugi człowiek będzie syty!
- Zjeżdżaj! Nie zamierzam być żadnym dawcą dla jakiś chorych! Szukaj sobie innych idiotów!- warknęła.
- No niech pani taka nie będzie. Tu nie chodzi o pani nie chęć do niesienia pomocy dla bliźniego. Tu chodzi o to, ze jestem cholernie głodny,a moje zęby wybrały panią.- stwierdziłem, że nie będę się cackać z tą żmiją i wszystko od razu wytłumaczę.
- Spadaj, zboczeńcu!
- Zaszła chyba pomyłka. Nie jestem zboczeńcem. Jestem wampirem. To znaczy, zamiast zabijać i gwałcić, wysysam krew. Wystarczy, że pani odchyli tera głowę w lewo, zamknie oczy i nie będzie krzyczeć...
- Dość, tych żartów, bo, bo..!
- Zostałem wychowany, że przy obiedzie się nie mlaska i nie żartuje...
- ...bo, bo zawołam mojego Miśka!
- Ehh..- westchnąłem mało filozoficznie, masując skronie.- Nie będę przecież dyskutować z zjedzeniem.
 Doskoczyłem jednym susem do kobiet, złapałem ją za dłoń, założyłem tak zwaną dźwignię i już w myślach wbijałem kły..... aż nagle coś syknęło i gaz pieprzowy poleciał wprost do moich oczu.
- Kuurrr! To boli!- jęknąłem, automatycznie próbując wytrzeć oczy. Cholerstwo sprawiło, że łzy przysłoniły mi widoczność, a ból prawie paraliżował.
 Za chwile znów jazgnołęm jak gwałcona dziewica, gdy kobieta ucapiła mnie za jaja, definitywnie chcąc je zmiażdżyć.- Puszczaj cholero!
- Ja ci dam wampiry!- usłyszałem piskliwy głos i dostałem w kopa w splot słoneczny. Złożyłem się w pół jak scyzoryk mając wrażenie, że zaraz wypluję żołądek, jelita i woreczek żółciowy, dziękując, że jestem już martwy bo to z pewnością by mnie ZABIŁO!
 Chciałem jakoś odreagować, ale nagle poczułem jak coś brutalnie ciągnie mnie do tyłu za kłaki. Coś odwróciło mnie do takiej pozycji, że miałem obraz w full HD na jakąś mordę parszywego byczka, który wkurwiony zipał i powoli mordował mnie samym wzrokiem.
- Co się do mojej kobiety dopierasz!
 OH SHIT!

 Wlekłem się przez klatkę schodową, dysząc jak lokomotywa, próbując wycharkać resztę tego paskudztwa z płuc. W myślach dzwoniło mi zdanie: "- Boli mnie głowa i łupie mnie dupa.".
No dobra Lu, nie popisałeś się swoją siłą, ani gracją, ani sprytem, a nawet twój dar do spieprzania ci nie pomógł. Jednak przecież nic się nie stało! Prześpisz się, zapomnisz, a jutro znowu wyruszysz w tany.
 Stanąłem przed drzwiami do domostwa. Nacisnąłem na klamkę i powoli otworzyłem drzwi. W mieszkaniu panował pomrok przez światło, które dobiegało z kuchni.
 O Jezuniu, który wierzgający w korycie spraw, że ta hybryda ludzko- wilcza już spała, a o świetle po prostu zapomniała! Byłem dzisiaj grzeczny!
- O Lu, jak miło, ze przytegotałęś się do domu, trzeba śmieci wy... O MATKO!
 Dlaczegoż! Dlaczegoż, żeś mnie opuścił!
 Do przedpokoju, wpadła Nisa, chcąc zwalić na mnie jakąś robotę, ale gdy tylko mnie zauważyła odleciała z piskiem w tył.
- CO CI SIĘ STAŁO!? WYGLĄDASZ NO, WYGLĄDASZ....
 No właśnie, że nie wyglądam, a przypominam coś, co przejechał traktor, a potem walec, krwawiąc sobie radośnie to-tu-to-tam. Ogólnie brakowało mi kępy włosów, miałem naderwane ucho, rozciętą wargę, która napuchła robiąc ze mnie seksi balerona. Na dodatek z braku laku, gdy postanowiłem się jako- tako bronić, oberwałem w łeb cegłówka, ciężką jak sto chujów, dlatego po mordzie spływa mi krwawa Niagara.
- Nie, no, no....- nie popisałem się elokwencją, szczerze trochę czułem się jak idiota. Nie przyznam się przecież mnie pobili!- W słup wszedłem...
- No, no namiętny był ten pocałunek!- warknęła, parskając jadem.- Mam czasem wrażenie, że niańczę jakieś nieporadne dziecko. Wystarczy, że na chwilę się odwrócę a tu bachor coś sobie zdążył zrobił...
- No przepraszam, ale marzenia się nie spełniają, a głupota nabyta pozostaje na zawsze.- wyjątkowo nie mam ochoty na jakiekolwiek zabawy w domowym przedszkolu. Zostałem pobity, znaczy wszedłem w słup, na oczy prawie nie widzę, morda mnie boli, jestem głodny, a ta się jeszcze bezczelnie ze mnie nabija!
- Ahh..- westchnęła ciężko.- I nie stój tak bo mi posadzkę zakrwawisz!- i złapała mnie za rękaw, powiodła do kuchni, sadzając mnie na stołku i zaczęła grzebać w szafkach.
- Co ty robisz?
- Szukam opatrunków. Nie wiem czy wampir może się wykrwawić, ale wole nie wiedzieć. A twój rozbity łeb wygląda jakby ci kulkę w niego prali...
 Chwila... Zapomniałem o czymś istotnym, o czym zapomnieć nie powonieniem!
- Zaraz wracam.- nagle poderwałem się z krzesła i popędziłem do mojego pokoju. Sięgnąłem pod łóżko i wyciągnąłem zawiniątko.
- Gdzie ty... Będziesz zlizywać tą krew, jak Boga kocham! I co ty tu mi przyniosłeś? Zeszłotygodniową prasę?- warknęła, szczerząc kły.
 Położyłem to na stole i rozwinąłem, ukazując...
- Co to do cholery jest? Skąd ty to..?
- Broń. Ta z, której do mnie strzelano.- uśmiechnąłem się szatańsko, ukazując kły, na widok niewyraźnego oblicza Nisy, która w obawie o swoje życie odsunęła się ode mnie.
- P- prawdziwa..?
- Nie, kurwa! Zostałem zabity za pomocą plastikowego gówna, strzelającego przylepkami z gumy! Oczywiście, że prawdziwa!
- Co masz zamiar z tym zrobić?
- No, bo pomyślałem, że wilki mają bardzo dobry węch i może byś tak po zapachu odnalazła tego co pozbawił mnie życia...- bąknąłem niepewnie.- No Nisa! Proszę!
- Chyba cię do reszty...!
 

~Lucjusz

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz