piątek, 31 stycznia 2014

~Johnny Wielbłąd i Indiana Wąs na tropie!~

Już w lepszym nastroju i humorze wracałam do domu. Szybkim krokiem przemierzałam skąpane w egipskich ciemnościach uliczki. Pierwsze latarnie, które zapłonęły, rzucały trochę przyjemnego światła i umilały nieco drogę przechodniowi. Mi to jakby to powiedzieć... Zwisało i powiewało. Obojętne było to, czy było ciemno, czy jasno. Takie moje wilcze "ja" i ot co nic nie poradzę. Szczerze powiedziawszy teraz najbardziej interesowała mnie reakcja Lu, gdy mnie zobaczy. Czy ten idiota mnie w ogóle pozna, czy wyrzuci z domu z pyskówką?
        Westchnęłam ciężko, odgarniając lecącą mi do oczu grzywkę. Sprawnie pokonałam trzy schodki, dzielące mnie od drzwi mieszkania. Po standardowym wyklęciu samej siebie za nierozgarnięcie, wreszcie udało mi się znaleźć klucze. Wetknęłam jeden z nich w zardzewiały już nieco zamek, po czym przekręciłam. Mechanizm puścił z cichym brzdękiem, wpuszczając mnie do ciepłego domciu.
- Lu, jestem - oznajmiłam swoją obecność, kładąc torbę na stoliku. - Lu! Zidiociały idioto, gdzie jesteś? Zjadło cię coś? Może to i lepiej.
- Aaa... Futrzak wró... Chryste panie! Kim jesteś i co zrobiłaś z Nisą?!
Po chwili do przedpokoju wparował czarnowłosy, a na mój widok wypuścił trzymaną do tej pory paczkę chipsów. Cofnął się o krok, szukając wzrokiem na mój gust czegoś do obrony. Tylko po gówno?
- Boli cię coś? - mruknęłam, unosząc lekko jedną brew. - No okej, w nie najlepszym stanie jesteś, ale żeby mnie nie poznawać?
- Nisa zawsze jak wchodziła do chaupy to mnie opieprzała!
- Ehh... Ty baranie znowu mi nabrudziłeś w kuchni tą czerwoną jebaną cieczą i ja muszę teraz sprzątać nie ty bo kurna ty mi się do domu wpakowałeś jeszcze cię ostatnio pobili jak ostatniego cwela bo się bronić nie umiesz kurde!
- Nisa? I... ej mnie wcale nie pobili, tylko w słup wlazłem!
- Jasne, jasne - uśmiechnęłam się podle, ukazując szereg białych kłów.
- A tak z ciekawości... Zajumałaś jakąś bułkę ze spożywczaka czy kozę araba, ze cie Alkaid'a poszukuje? Biedaczkaaa, fryz se aż musiała przemalować? 
- Nie, debilu! Uznałam, że jeszcze bardziej zatruję twe i tak już nędzne "nieżycie" i ukaram cię patrzeniem na mą zmienioną mordę. Podoba się? Nie? Oh, jaka szkooda...
-... Plujesz jadem, to jednak niestety ty...
- Nie podoba ci się coś? - warknęłam.
-  Nie skądże! Ja się po prostu martwie, ze kiedyś ten jad z języka skapnie i ci dziure w bucie wyżre..
- Ty i zamartwianie to dwie różne rzeczy, więc nie pierdziel mi tu od rzeczy.
- No dobra... Inaczej... Pomożesz mi, czy nie?! Proszę! PROSZĘ!
- Nie drzyj się! Głucha nie jestem i nie chcę być... - westchnęłam, przykładając wymownie dłoń do czoła. - Okej, pomogę ci. Ale ten raz. Jedyny raz.
- Powtarzasz się... Pomagasz mi po raz kolejny raz... - uśmiechnął się podle, dudniąc palcami o palce.
- Teraz to the end...
     
                                                                              ~•~


- Grzeczny piesek. Mogłem ci jeszcze założyć kaganiec dla bezpieczeństwa - Lu uśmiechnął się poczciwie, klepiąc mnie po łbie. Spojrzałam się na niego jakby uzmysławiając mu, że ta czynność będzie jego ostatnią, jaką wykona w jego "nieżyciu".
- Jaką ty masz mooordkęęęę... i uszyyy.... - kucnął przede mną i mówiąc słodkim, przesłodzonym głosem, zaczął szarpać za kończyny uszne. Hamowałam się. Z TRUDEM hamowałam się, żeby nie oderwać mu łba. Jak na razie wychodziło mi to całkiem, całkiem i sprawiałam wrażenie grzecznego, rasowego pieseła.
- Taaaaki słooodziaaak... Taaaki maaaały :3...
Kurna chyba zaraz cukrzycy dostanę...
- Taaaaki pieeezeeeg...
Skończ, albo ja z tobą skończę...
- Hm? Lu? Co ty robisz temu biednemu psu? - podniosłam lekko łeb, widząc zdziwioną minę Gabriela. Poprawił okulary opadające mu na nos i włożył sobie książki pod pachę.
- Nie! Nic... Za uszkiem tylko miziam... Smyru, smyru...
- Na pewno w porządku? - białowłosy uniósł wysoko obie brwi.
- Pewnie! Po prostu wybieramy się na spacerek. Dotlenić się trzeba. Piesek się musi wyszaleć, wyskakać.
- A skąd to masz? Z tego co wiem, Nisa nie trzymała w domu zwierząt. Oberwie ci się, jeśli sprowadzisz kudłacza do chaupy.
- Ekhem... Gabrysiu... To jest NISA - odparł rozradowany Lu, ledwo co powstrzymując śmiech. Okularnik zamrugał kilkakrotnie, robiąc prześmieszną minę. Szybko przenosił swój wzrok to na mnie, to na Lu. Jakby tego było mało, o mało co nie wypuścił trzymanych wcześniej książek.
- Ekhem... Znaczy ten. Wybaczcie moje niedopaczenie. Po prostu nie wiedziałem, że Nisa akurat tak wygląda jako futrzasty - uśmiechnął się poczciwie.
- No, to teraz właśnie wiesz.
- A co wy akurat robicie? - spytał białowłosy.
- My? Jako, że Nisa sama i dobrowolnie zgłosiła się pomóc mi w odnalezieniu sprawców to...
W tym momencie szarpnęłam się mocno, wyrywając Lu smycz i użarłam go w rękę. Chłopak odskoczył ode mnie jak oparzony, łapiąc się za zranioną kończynę. Gdybym mogła tylko mówić, to już bym mu wygarnęła, co ja sama o tym myślę.
- Mówiłem, żeby jej kaganiec założyć! - prychnął oskarżycielsko czarnowłosy, wskazując na mnie palcem. Westchnęłam ciężko, przewracając teatralnie ślepiami.
- Ty i ta twa nieporadność - mruknął zażenowany Gabriel - idźcie już lepiej gdzie macie iść, bo zaraz się do ciebie przyczepią czy pies jest szczepiony, czy był kiedykolwiek u weterynarza i takie bzdety... Poza tym... Lu ja nie wiem, czy od tego ugryzienia wścieklizny nie dostaniesz... - uśmiechnął się podle.
- Jasne, jasne... Piesku, idziemy - cmoknął w usta, szarpiąc mnie za smycz. Warknęłam cicho, jednak posłusznie poszłam za nim. W końcu jaki miałam wybór?
        Gdy znaleźliśmy się poza zasięgiem ludzkiego wzroku, a las otoczył nas ze wszystkich stron, zmieniłam się wreszcie w człowieka. Chyba po raz pierwszy się z tego cieszyłam. I cieszyłam się z tego, że twarz Lu będzie zdobiła piękna blizna po tym, jak oberwie ode mnie.
- Czekaj, czekaj! Nie bij! - zasłonił się rękami, odskakując metr dalej ode mnie. Wypuściłam głośno powietrze z płuc, zaciskając mu pięść prosto przed nosem.
- Musiałeś, prawda!? Co ja jakaś miśko-zabawka jestem?!
- Ekhem... Futerko masz, takie mięciutkie, milutkie... - uśmiechnął się głupkowato. Westchnęłam ciężko, przykładając wymownie rękę do twarzy.
- Masz szczęście, że jako wilk nie umiem mówić... Daj mi ten gnat, pistolet, broń... łatewa - wyciągnęłam dłoń w stronę Lu, na której posłusznie ułożył oczekiwany przeze przedmiot. Obejrzałam go dokładnie ze wszystkich stron, marszcząc w skupieniu czoło. Westchnęłam głęboko, po chwili oddając mu pistolet.
- Okej, wszystko wiem.
- Serio? - uniósł wysoko brwi w wyrazie zdziwienia.
- Pewnie... Trzeba iść tędy... - rzekłszy to, zmieniłam się z powrotem w wilka i nie czekając na Lu, podreptałam przed siebie z nosem przytkniętym do ziemi.


~Kudłacz Nisa~

Dziękuję zacnemu za użyczenie mi swej mądrości i pomoc w napisaniu tego wpisu xD tekst pisany na niebiesko, to jego zasługa ;D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz