wtorek, 3 grudnia 2013

~Małe polowanie...~

Z głębokich rozmyślań wyrwał mnie głuchy jęk, a po chwili głośne jeb. Pomimo tych mieszanin dźwięków rozpaczy i bólu ja nie poruszyłam się ani o centymetr. Z lekko przymkniętymi powiekami spoglądłam na niknące za horyzontem słońce. Na niebie płonęły purpurowe i pomarańczowe smugi, które czasami zakrywały mknące spokojnie ostatnie obłoki. Zamknęłam na chwilę oczy, wdychając świeże powietrze do płuc. Poczułam jak kolorowy wiatr owiewa delikatnie moją twarz i rozpuszczone włosy. Na mojej twarzy zawitał nikły, błogi uśmiech. Znikł on jednak tak szybko, jak wiara w to, że ta martwa makieta człowieka cokolwiek upoluje.
- Sama nie wiem, dlaczego się na to zgodziłam. - Przyznałam po chwili, wzdychając ciężko. - Panie Boże, daj mi cierpliwość, a jemu siłę. - Złożyłam ręce jak do modlitwy. - Przecież ta sierota tu zginie...
- Ekhem... Ja tu ciągle jestem, jeśli byś zapomniała. - Jęknął zirytowany, wypluwając liście z paszczy. Spojrzałam się na niego znudzonym wzrokiem, zakładając ręce na piersi.
- Niestety wiem. Jednak ja w przeciwieństwie do ciebie, radzę sobie lepiej.
- Pff.. Powiedziała kaleka. - Prychnął pod nosem, przewracając oczami.
- Powiedział wampir, któremu właśnie cieknie krew z ręki. Szkoda tylko, że nie rzucisz się na siebie...
-.. J-jak?! Kiedy! - Wytrzeszczył oczy, wpatrując się w swoją rękę jak w jakiś egzotyczny owoc.
- Ugryź się, to nie odessasz... Musimy ci znaleźć inną ofiarę. - Zastanowiłam się przez chwilę, przykładając wymownie palec do brody. W tym samym czasie ślepia Lucjusza powędrowały w moja stronę.
-... Spróbuj mnie użreć, to ci wszystkie zęby powyrywam paralityku jeden...
- A myślałem, że to będzie łatwa zdobycz. - Podrapał się po głowie.
- Łatwe to jest zgwałcenie pięciolatki, a potem wrzucenie jej do wody. Skup się.
- Okej, już się skupiam. Co teraz?
- Instynkt mordercy masz od momentu zmiany w nieśmiertelnego. Musisz go w sobie po prostu obudzić.
- Buła z masłem! Zaraz zobaczysz, jaki zdolny jestem! - Zacisnął powieki i przyłożył palce do skroni. Przez dobrą chwilę obserwowałam jego poczynania lekko otępiała. Co on do allaha się miał zamiar modlić?
        Po dłuższym wsłuchiwaniu się w granie świerszczy, jedynym dźwiękiem jaki wydał było groźne powarkiwanie z jego brzucha. Wzniosłam oczy ku niebu, waląc się ręką po mordzie.
- Wygląda na to, że nic z tego nie będzie. - Jęknęłam.
- Hej! Czekaj! Nie skreślaj mnie tak od razu! To jest dyskryminacja osób z...
- Upośledzeniem umysłowym... - Dokończyłam za niego. Lu, gwałtownie podniósł się z miejsca z zaciętym wyrazem twarzy. Cofnęłam się machinalnie o krok w tył. Nie, żeby coś, ale nie ufałam mu. Tym bardziej, że był wampirem. Im nigdy nic nie wiadomo, co odbije.
        Czarnowłosy wdychnął powietrze do płuc jak jakiś środek odurzający. Jego oczy zmieniły barwę z niebieskiego na szkarłatny. Wiatr, który zawiał ze wschodu przyniósł ze sobą woń świeżej krwi. Odwróciłam głowę za siebie. Na małej polanie dostrzegłam małego jelonka. Z rany na boku sączyła się szkarłatna ciecz, która barwiła ziemię. Kątem oka spojrzałam się na Lucjusza. Uśmiechnął się psychicznie, rzucając na swoją ofiarę. Zastygłam w bezruchu na wstrzymanym oddechy. Mimo iż nie pierwszy raz widzę wampira, ten widok zawsze przyprawia mnie o strach. Ale sieroty nie można tak zostawić. Jeszcze sobie coś zrobi, albo ktoś mu coś zrobi... Z resztą! Co ja powiedziałam? Nie będę przejmować się ludźmi i tym, co ich dotyczy! Chociaż jeśli spojrzeć na to z innego punktu widzenia, to on nie jest człowiekiem...
     
        Minął już jakiś czas, odkąd Lucjusz zniknął mi z oczu pędząc za swoją ofiarą. Rozumiałam w stu procentach to, że się chłopak za pierwszym razem musi wyszaleć zanim wróci do domu, bo jeszcze i za ofiarę mnie sobie upodoba.
- Luuu! - Krzyknęłam, zakładając na głowę kaptur. Zaczynało się robić coraz zimniej, a ja nie byłam bez czucia i przenikający chłód dawał mi się we znaki w kościach. Nawet pomimo tego, że byłam wilkiem. Otuliłam się ramionami, rozglądając gorączkowo na boki.
- Luuuuuuu! Gdzieś ty polazł sieroto! - Wrzasnęłam ponownie. Jak na złość odpowiedziała mi jedynie głucha cisza. Przeklęłam w myślach najpierw go, a potem samą siebie. Nie powinnam się w to mieszać. To wyłącznie moja wina.
        Nagle usłyszałam przytłumione dźwięki, dochodzące z bliska. Zmrużyłam lekko oczy, skradając się najciszej jak tylko umiałam. Człowiecza postać nie była jednak tak zwinna jak wilcza powłoka. Uśmiechnęłam się chłodno w duchu, kucając przy ziemi. Po chwili jednak poczułam jakby ktoś z całej siły przyjebał żelastwem w łeb.
- Lucju... - W ostatniej chwili zamknęłam sobie buzię cichym plaskaczem. Tak. Ten właśnie o to idiota w nie najlepszym stanie otoczony był chordą ludności z krzyżami i Bóg wie czym jeszcze. Tak! Mogłam się tego po nim spodziewać! Tylko co ja mam teraz zrobić? Przecież mogę sobie iść i udawać, że nigdy go na oczy nie widziałam. Pieprzyć sumienie. Z drugiej strony nie leżało mi zbytnio to, że zostanie sam z tymi antychrystami. Domyślam się, co chcą już z nim zrobić. Na stos, na krzyż, spalić, rozczłonkować, porzucić w lesie... Skąd u mnie takie myśli.
- Ludzie! Chopy! To wiekopomna chwila! Wreszcie go mamy! - Podniósł głos jeden z mężczyzn. Bez trudu rozpoznałam w nim tego psychopatę z wiatrówką, który latał ostatnio po mieście w towarzystwie kobity z wodą święconą i psychicznym dzieckiem.
- Taaak! - Zawtórowała mu cała reszta wznosząc ku górze pochodnie i inne narzędzia.
- Dajcie spokój, ja nic nie zrobiłem! - Jęknął słabo czarnowłosy, spoglądając ledwo żywym wzrokiem na swojego ojca i zebrany tłum. Wszyscy zgromili go nienawistnym spojrzeniem, a po chwili na ich twarze wkradł się szatański uśmieszek.
-... Tato?
- Nie... Nie jesteś już moim synem... - Prychnął pod nosem, ładując broń. Oczy Lu rozszerzył się diametralnie. Syknęłam pod nosem i nie myśląc nic więcej, wyskoczyłam z krzaków. Wokół rozbłysło jasne światło, zmieniając moją postać na wilczą powłokę. Przygwoździłam przerażonego mężczyznę, który z wrażenia upuścił broń. Reszta z piskiem rozbiegła się po polanie. Niektórzy dobyli innych narzędzi tortur, chcąc podjąć walkę. Wydałam z siebie przytłumiony warkot i łapą odepchnęłam napierających z jednej strony ludzi. Dobrze, że w zanadrzu posiadałam nie jedną sztuczkę i mogłam zmieniać swój rozmiar. W innym wypadku było by gorzej.
- Ten wampir ma po swojej stronie wilki! Wycofujemy się! - Wrzasnął ktoś z tłumu, zabierając dupę w troki. Cała reszta poszła w jego ślady, nie przejmując się już planem uśmiercenia wampirzyska. W tej chwili obudził się we mnie dawno już uśpiony wilczy instynkt i postanowiłam się trochę zabawić. Wyszczerzyłam kły, rzucając się w pogoń za ludźmi mimo głośnych protestów Lucjusza. Jakoś tak teraz mało mnie obchodziło to, że go zostawiam. Coś ludzkiego jednak bezczelnie darło się w mojej głowie, abym dała spokój. Warknęłam zirytowana uciszając piskliwy głosik w głowie.
        Po chwili tuż przed moimi oczami mignęła mi sylwetka panikującej człowieczyny. Zrobiłam gwałtowny zryw, wbijając pazury w ziemię i dałam susa w krzaki. Trafiłam celnie jak szóstkę w totolotka i przygniotłam łapą tego bidnego ojczulka. On chyba nie ma dużo szczęścia, skoro na mnie wpada ciągle.
- Z-zostaw mnie! - Wrzasnął miotając się zaciekle. Zbliżyłam kły do jego twarzy, powoli zaciskając szczęki na jego tchawicy. Nagle jednak od tego czynu powstrzymał mnie brutalny atak, który zepchnął z człowieka. Rozkojarzona podniosłam się z ziemi, mrugając szybko powiekami. W tym samym czasie, człowiek wykorzystując okazję, najprościej w świecie zwiał. Spojrzałam się wściekle na czarnego wilka, który stał zjeżony metr ode mnie.
- Kim jesteś? - Warknął.
- A czy to ważne? Przez ciebie straciłam kolację...
- To nasz teren. Jeśli ktokolwiek ma tu polować, to wyłącznie moja wataha.
"Aaa czyli trochę źle trafiłam..."
-... Cóż, mój błąd. - Przyznałam się po chwili. - Przepraszam. - Dodałam. Wilk skinął łbem w geście pojednania.
- Widzieliśmy w lesie wampira. Jest z tobą? Dobrze wiesz, że utrzymywanie z nimi kontaktu jest zabronione. Jeśli to jest jednak prawda, muszę cię zabić.
- Nie, nie jest ze mną. Sama chciałam go zabić. Zostawcie to mi. - Powiedziałam spokojnie, po czym odwracając się, dałam nura z powrotem w zarośla.
"Super, okłamuję własną rase! Ciekawe co następnym razem..."
~Nisa~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz