niedziela, 1 grudnia 2013

~Kolorowe życie...~

"Ktoś mądry powiedział kiedyś, że życie jest jak przelotne wspomnienie. Żyjemy po to, aby marzyć. Marzenia są nieodłączną częścią nas. Każdy kto ich nie posiada, jest uznawany za nieludzką istotę pozbawioną uczuć. Dlaczego więc my wilki jesteśmy uznawane za pozbawione uczuć? Dlaczego ludzie myślą o nas tak źle? Co my takiego robimy? Żyjemy zgodnie z naszą naturą, która jest niezmienna. To dokładnie to samo, gdyby powiedzieć człowiekowi, który nienawidzi zabijać, że ma nagle wymordować wszystkich, których kocha. No tak, przecież od zawsze byliśmy zabójcami. Ja zdążyłam się już do tego przyzwyczaić. Dlatego mogę żyć. Mogę żyć wśród ludzi i być jednocześnie jedną z nich. Świat bardzo zmienił się przez ten czas. Wyrosły miasta, gigantyczne budynki, po ulicach mkną czterokołowe potwory. Co ja więc robię w tej szarej rzeczywistości? Po prostu staram się przetrwać..."

             
                                                                           ~♦~


        Z moich własnych myśli wyrwało mnie natarczywe szturchanie w ramię. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami, już w pełni schodząc na ziemię z obłoków. Tuż przede mną stała mała osóbka, która tupiąc małą nóżką ściągała brwi w wyrazie irytacji. Czyniąc honory, wyjęłam z małej szufladki jeden, złoty bilet i kasując go, podałam dziecku. Dziewczynka uśmiechnęła się radośnie i dziękując, odbiegła w stronę swojej rodzicielki. Westchnęłam głęboko, poprawiając czapkę pod którą skryta była większość moich białych włosów. Jedynie dwa kosmyki po bokach twarzy powiewały sobie luźno. Bez zbędnych: nie miałam siwych włosów. Nie byłam stara, ani nie odmłodziłam się cudownym sposobem o których teraz tak wszędzie głośno. Po prostu taka już moja "uroda" i nic na to poradzić nie mogę. Chociaż gdyby się tak nad tym głębiej zastanowić, można zawsze przefarbować. Wtedy jednak już nie byłabym tą samą osobą co teraz.
- Oj Nisiu... Więcej uśmiechu! - Nagle tuż nad moją głową rozbrzmiał wesoły głos mojego szefa. Zwróciłam swoje metalowe oczy w jego kierunku, obdarowując go znudzonym spojrzeniem.
- Jeden uśmiech w te czy we wte... Potem będzie mnie twarz boleć. - Stwierdziłam sucho.
- Oj, przesadzasz! - Podszedł do mnie żwawym krokiem i uniósł kącik moich ust ku górze. - Widzisz! Tak jest o wiele lepiej! Poza tym, dzieci się ciebie boją... - Dodał, zabierając swoją rękę i drapiąc się nią po głowie. Gdy to zrobił moje usta ponownie wróciły na swoje miejsce, nie wyrażając nic więcej. Pan Jonson westchnął zrezygnowany i machnął ręką.
- Masz jakieś kłopoty może? - Do naszej rozmowy wtrąciła się jedna z pracownic, która uznawała się za moją "psiapsiułę". Dziewczyna jak kopnięta cały dzień napierdalała do słuchawki jak Radio Maryja. Miała krótkie, jasne do ramion włosy. Jej oczy zawsze były przepełnione radością i takim dziwnym, zielonym kolorem. Cerę miała dość bladą. Może to przez to, że nie umie łapać słońca. Za to dziwny nos. Może przesadzam, ale serio... ma dziwny nos.
- Ooo! Caty! Dobrze, że jesteś! Nisa ma chyba kłopoty. - Wypaplał od razu na powitanie Pan Jonson.
- Hm? Kłopoty?! Nisiu skarbie mów co ci się kochana stało! Facet rzucił? Albo gorzej! Zdradził z inną!
-... Facet? - Mruknęłam cicho pod nosem, jednak Caty znów rozpoczęła swój słowotok.
- Albo, albo... Szefie, musimy jej pomóc! - Złapała mocno za ramię mężczyzny, szarpiąc nim i prawie o mało co nie przewracając.
- Ależ Caty, czy nie sądzisz, że nasza Nisa ma taki humor 24h siedem dni w tygodniu?
- Cóż... Muszę to przyznać... - Tym razem to jasnowłosa podeszła do mnie i uniosła oba kąciki moich ust ku górze. Czułam się trochę jak debil, ale nie chciałam nic mówić. I tak by to nic nie zmieniło.
- Pacz, szefie! O wiele lepiej, prawda?
- No ba! O! Klient idzie! Nisiu postaraj się! - Zaśmiał się dźwięcznie i wraz z Caty szybko oddalili się na swoje stanowiska. Jęknęłam zrezygnowana, oczekując kolejnego gościa. Gdy moja "ofiara" była dostatecznie blisko kasy z biletami, wzięłam głęboki wdech i na nim wypowiedziałam całe zdanie:
- Witamy w wesołym miasteczku "Baw się razem z nami". Czeka tu na państwa wiele atrakcji. Proszę bawić się dobrze. O to pański bilet. - Bez krzty radości podałam mężczyźnie złoty bilet. Chłopak nadal w szoku wziął małą karteczkę i jeszcze przez chwilę przyglądał mi się wytrzeszczonymi oczami.
- A, już rozumiem. Toalety są na prawo. - Dodałam, widząc jego minę. Chłopak kiwnął głową i szybkim krokiem ruszył ku bramkom, aby przejść dalej. Czego oni chcą? Przecież wykonuję swoją pracę, rozdaję bileciki. Nie muszę być przy tym miła.... Chyba.
        Kątem oka dostrzegłam zrezygnowaną minę szefa, który odchodził do swojego gabinetu. Caty machnęła ręką i wróciła do zamiatania. Spuściłam głowę, spoglądając na własne dłonie. Czego oni wszyscy do cholery ode mnie chcieli...

                                                                          ~♦~


        Zebrałam resztę swoich prywatnych rzeczy i zamknęłam budkę z biletami na kluczyk. Omiotłam wzrokiem całe pomieszczenie i zgasiłam resztę świateł. Dziś również wychodzę jako ostatnia. Wcześniej musiałam policzyć pieniądze, które zostały dziś zarobione. Nie przeszkadzało mi to, że musiałam to zrobić. Jedyne, czego potrzebowałam, to chwili samotności. Miałam dość przebywania na dziś z ludźmi. Wystarczy mi te 12h dziennie.
        Wyszłam na zewnątrz budynku. Od razu owiał mnie chłodny i kłujący wiatr. jeszcze więcej kosmyków wyleciało spod czapki. Teraz już mnie to nie przejmowało. Było ciemno, więc nikt nie musiał mnie widzieć.
        Wolnym krokiem ruszyłam w kierunku swojego mieszkania. Nie chciałam jednak do niego wracać. Nie miałam również takiego zamiaru. Gdy więc byłam już na miejscu, zostawiłam swoją torbę przy drzwiach, a sama zmieniłam się w czworonożną bestię. W mieście jednak nie musiałam przejmować się tym, że ludzie mnie rozpoznają. Wszyscy żyli myślą, że wilki dawno już wyginęły. Tu uchodziłam za bezdomnego kundla. Co jakiś czas musiałam uciekać przed hyclami, którzy chętnie wpakowaliby mnie do schroniska na amen. Tylko ciekawe co by zrobili, gdyby nagle w klatce pojawiła się dziewczyna, a nie wilk. Zaśmiałam się w duchu na tą myśl. Szkoda tylko, że w rzeczywistości nie umiałam się uśmiechnąć. Nienawidziłam ludzi za to, co robili nam, wilkom. Nienawidziłam ich za wszystko. Dla mnie byli nikim. A ja musiałam znosić chodzenie w ich skórze.
        Otrzepałam futro z nadmiaru wody, która osiadła na nim. Z nieba kapały pojedyncze krople, barwiąc otoczenie na jeszcze bardziej ponure i szare. Wiatr przynosił ze sobą odgłosy śpiącego miasta. Nie wszyscy jednak o tej porze udawali się na spoczynek.
- Cześć psiaku. Zgubiłeś się? - Uniosłam łeb do góry i spojrzałam się na sędziwego wieku mężczyznę. Miał długą, białą brodę i błękitne oczy. Ubrany był w czarny płaszcz i brudne kalosze. Kucnął on, wyciągając rękę w moją stronę. Warknęłam ostrzegawczo, ukazując kły. Mężczyzna machinalnie cofnął rękę.
- Co ty tam robisz? - Zza rogu wyłonił się zapewne jego dobry kolega. - Odejdź od tego brudnego kundla, jeszcze cię użre!
- Ale nie wydaje się zła. Może jest głodna?
- Sam nie masz domu, a chcesz się dzielić żarciem z psem! Lepiej go sprzedać, albo oddać do schroniska. Dostaniemy za to jakąś nagrodę. A kundel ładny. Białe futro, szare, rzadkie oczy. Ciekawe, kto zostawił tu takiego psa. Pewnie jest wart fortunę! Łap go! - W tym momencie jeden z nich rzucił się na mnie. Z dziecinną łatwością uniknęłam ciosu i robiąc szybki zwrot zniknęłam między uliczkami.
"Cholerny ludzie..." - Przemknęło mi przez myśl. Przyśpieszyłam, wybiegając na otwartą przestrzeń. Po chwili stwierdziłam, że lepiej zamaskować się gdzieś z dala od cywilizacji. Ruszyłam w stronę najbliższego lasu, który znajdował się w okolicy. Miałam zamiar pozostać tam aż do rana. Aż do momentu, w którym będę musiała spinać dupę i pędzić do pracy. To się właśnie nazywa życie. A to moje nie jest bardzo kolorowe...


~Nisa~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz